Wyświetlenia

piątek, 20 maja 2016

Rozdział [4]

     Z powodu moich wczorajszych rozmyśleń późno poszłam spać, co skutkowało moim zaspaniem. Spojrzałam na telefon, żeby zobaczyć, która godzina, a tam 7 nieodebranych połączeń i 4 sms'y od Lysandra.

  ,, Dlaczego cię nie ma Julio? Stało się coś? Martwię się
Odpisz proszę"
                                                        Lysander


,,Dlaczego nie odpisujesz obraziłaś się? Zrobiłem coś źle? :'( "



,,Z każdą godziną niepokoję się coraz bardziej. 
Wszystko u Ciebie dobrze?" Odpisz proszę cię!



,,Nie wytrzymam, będę u Ciebie o 13:00. "
  

     Chyba na prawdę się martwi. Zaraz, zaraz. O 13:00? O boże mam 20 minut, a wyglądał jak potwór *o*. Jak poparzona podbiegłam do szafy wyjęłam biały sweter i czarne dżinsy z dziurami i poszłam do łazienki. W miarę zamaskowałam moje wory pod oczami, i zrobiłam cienkie kreski na powiekach. Nałożyłam trochę tuszu na rzęsy, rozczesałam włosy i usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i nic nie mówiąc przytuliłam chłopaka. 
- Martwiłem się. - powiedział ze smutkiem.
- Przepraszam Lysander, nie mogłam wczoraj zasnąć i zaspałam. Wstałam ledwie pół godziny temu. To miłe, że o mnie pomyślałeś. Dziękuję. - pocałowałam go w policzek.
- Od paru dni myślę tylko o tobie. - powiedział, a moje policzki stały się czerwone.
- Skoro... nie widzieliśmy się cały dzień, to czy moglibyśmy gdzieś razem wyjść? Dzisiaj piątek, lekcje niedługo się kończą, nie ma sensu iść do szkoły. - zaproponował Lys.
- Może do kawiarni? - zapytałam, a on przytaknął. Ubrałam kurtkę i buty, wzięłam pieniądze i wyszliśmy z domu.

     W kawiarni nie było prawie nikogo. W sumie się nie dziwę, ludzie są jeszcze w pracy i szkołach. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Opowiedziałam białowłosemu trochę o mnie, a on trochę o sobie. Dowiedziałam się, że jego starszy brat Leo jest chłopakiem Rozalii, a jego rodzice mieszkają na wsi i rzadko się widują. Podobno ma też zespół razem z Kasem.

     Około 16:00 wróciliśmy do mnie. Ugotowaliśmy razem obiad cały czas rozmawiając. Później postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Z popcornem usiedliśmy na kanapie, a moja głowa spoczęła na ramieniu chłopaka. Siedzieliśmy tak do wieczora oglądając jeden film po drugim. W końcu odpłynęłam i zasnęłam wtulona w Lysandra. Ten wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak wychodzi.
- Lys, zostań, proszę.. - powiedziałam, a on położył się koło mnie. Przytuliłam się do niego i ponownie zasnęłam.
     Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Chłopaka nie było. Otworzyłam drzwi, żeby zejść na dół i na kogoś wpadłam. Był to oczywiście Lysio. Miał jeszcze mokre włosy, jednak moją uwagę bardziej przykuł jego nagi, wyrzeźbiony tors. Nie spodziewałam się, że jest taki wysportowany. Chyba trochę za długo się w niego wpatrywałam, bo lekko się zarumienił.
- A więc jednak zostałeś. - powiedziałam z uśmiechem.
- Prosiłaś, to zostałem. - spojrzał na mnie.
- Dobra to ja idę zrobić śniadanie. - skierowałam się w stronę schodów, ale on złapał mnie za ramię.
- Ja idę zrobić coś do jedzenia, a ty się przebież. - powiedział, a ja udałam się z powrotem do pokoju. Ubrałam dżinsową koszulę i białe leginsy. Wyszłam z łazienki i z dołu poczułam zapach naleśników.
*Ten chłopak wie co dobre..* pomyślałam, po czym zeszłam do kuchni. Niestety Lysiek miał już koszulkę... No nie można mieć wszystkiego, ale przynajmniej zrobił dobre śniadanko. Jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyliśmy razem pozmywaliśmy.
- Saro, mogę cię o coś zapytać? - przerwał tą niezręczną ciszę.
- Pewnie.
- Kastiel organizuje dzisiaj imprezę i chciałem zapytać czy chciałabyś tam ze mną pójść - powiedział, a ja go przytuliłam.
- Jasne, że chcę. O której ta impreza?
- Dopiero koło 20. Mamy dużo czasu.
- Możemy pójść do parku jeśli chcesz. - zaproponowałam.
- Dobry pomysł. - odpowiedział i zaczęliśmy się zbierać. Dzisiaj jest ciepło więc wzięłam tylko czarną bluzę i wyszliśmy.
     W parku po mimo ładnej pogody nie było dużo osób. Spacerowaliśmy rozmawiając spokojnie. W pewnej chwili zobaczyliśmy duży karton w krzakach. Otworzyliśmy go, a w środku siedziały 2 małe króliczki. Lysander od razu podszedł i wziął je na ręce. Jeden był czarny, drugi biały.
- Nie wiem co robić... Nie mogę iść wziąć do domu. Leo ma uczulenie na sierść. - powiedział smutny.
- Mogę je zabrać do siebie, ciocia na pewno się zgodzi. Z resztą i tak prawie nigdy jej nie ma.. - chyba trochę poprawiło mu to humor. Wzięliśmy zwierzątka i wróciliśmy do mojego domu. Lys pobiegł jeszcze do zoologicznego po potrzebne rzeczy. Ułożyliśmy zwierzątka na łóżku i zaczęliśmy przygotowywać im klatkę. Nakarmiliśmy je oraz włożyliśmy do klatki.

     Wzięliśmy się za gotowanie obiadu, po czym zaczęliśmy się szykować na imprezę. Nawet białowłosy postanowił ubrać coś innego niż zwykle. Muszę przyznać, że wyglądał nieziemsko w białym garniturze. Ja ubrałam czarną, koronkową sukienkę do kolan. Zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Złapałam chłopaka za rękę i wyszliśmy z domu.

     Przed drzwiami Kastiela znaleźliśmy się równo o 20:00. Buntownik otworzył nam drzwi i zaniemówił.
- Ly..Lysander? Czy ty masz na sobie garnitur, czy ze mną już bardzo źle? - pytał z niedowierzaniem.
- On na prawdę ma garnitur. - zaśmiałam się.
- Dobra, właźcie do środka. - powiedział czerwonowłosy i wpuścił nas do domu . Było tam pełno ludzi. Wśród tłumu zauważyłam Rozalię i od razu pociągnęłam Lysa w jej stronę.
- O! Cześć Sara! - krzyknęła i mocno mnie przytuliła.
- Hej, dusisz. - powiedziałam próbując złapać powietrze.
- A ty jesteś... OMG LYSANDER?! - spojrzała wystraszona na białowłosego.
- Aż takie to dziwne? Człowiek się próbuje normalnie ubrać, a wy patrzycie na mnie jakbyście ducha zobaczyli. - zaśmiał się chłopak.
- Pierwszy raz od matury masz garnitur. Nawet na rozpoczęcie roku byłeś w tym co zawsze. - odpowiedziała niemal płacząc ze śmiechu Roza, po czym poszła do Leo.
- Mogę prosić? - przyjaciel złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę tłumu. Przetańczyliśmy razem parę szybszych piosenek, następnie wolnego. Przytuleni kołysaliśmy się w rytm muzyki. Chłopak lekko musnął ustami mój policzek. Następnie usta. Lekka czułość po chwili zamieniła się w namiętny pocałunek. Dobrze, że mnie trzymał, bo czułam jak uginają mi się nogi. Oddawałam każdy gest. Po dobrej chwili oderwaliśmy się od siebie. Złożył jeszcze jeden pocałunek na moim policzku i pociągnął mnie w stronę baru.
      Usiedliśmy koło Kastiela i jakiejś dziewczyny, chyba Alice. Wypiliśmy po kilka drinków. Bawiliśmy się w najlepsze. Koło 2:00 ludzie zaczęli zbierać się do domów. My, razem z Rozą i Leo postanowiliśmy zostać na noc i rano pomóc w sprzątaniu. W domu buntownika były tylko 2 pokoje gościnne. Mieliśmy spać, ja z Rozalią, a chłopaki razem, ale Leo koniecznie chciał być z białowłosą, więc musiałam dzielić łóżko z Lysandrem. W sumie taka opcja bardziej mi się podoba. Chwiejnym krokiem udaliśmy się w stronę pokoju. Lys ściągnął ubranie i położył się na łóżku w samych bokserkach. Mi nie chciało się rozbierać, więc położyłam się w sukience. Przytuliłam go, a on lekko się odchylając złączył nasze usta.
- Kocham Cię. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Ja Ciebie też. - ponownie wtuliłam się w niego i zasnęłam.

     

środa, 18 maja 2016

Rozdział [3]

     Dzisiaj wstałam wyjątkowo wcześnie. Już o 6:30 moje oczy zaczęły się otwierać... i co zobaczyłam?
- Kastiel?! - zapytałam zdziwiona widokiem buntownika.
- A kto inny. - odpowiedział z uśmiechem.
- Co ty tu robisz, jak to w ogóle wlazłeś?
- Masz bardzo miłą ciocię. - powiedział wlepiając we mnie wzrok. Dopiero teraz zauważyłam, że przecież spałam w samych majtkach i koszuli. Nie wstydzę się swojego ciała, ale to jednak trochę niezręczne.
- To ja się może pójdę przebrać, a ty sobie porób co tam chcesz... - powiedziałam z rumieńcem na twarzy odcienia podobnego do włosów chłopaka, po czym szybko podeszłam do szafy, wyjęłam pierwsze lepsze ubrania i udałam się do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę, ubrałam się i standardowo lekko się pomalowałam. Wchodząc do pokoju zobaczyłam Kastiela siedzącego na moim łóżku. Usiadłam koło niego i mocno go przytuliłam. Był nieco zdziwiony, ale odwzajemnił gest. Siedzieliśmy tak jeszcze parę minut. Następnie postanowiliśmy zrobić sobie coś do jedzenia. Po skończonym posiłku zaczęliśmy się zbierać do szkoły.

   Na dziedzińcu byliśmy aż 40 minut przed dzwonkiem. Weszliśmy na dach i siedzieliśmy tam do rozpoczęcia lekcji. Chłopak niezbyt chciał iść, ale ja nie chciałam iść bez niego, a po wczorajszych wagarach jakoś nie widzi mi się następna nieobecność. Złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą w stronę włazu.

     - Kastiel, znowu się spóźniasz, na dodatek wciągasz w to Sarę. - powiedział nauczyciel patrząc na nas z wyrzutem. My w ciszy udaliśmy się w stronę ostatniej ławki. Lysander nie wyglądał na zadowolonego, a Rozalia zaś skakała z radości. Nie wiem o co im chodzi, ale teraz nie ma czasu na wyjaśnienia.

     Lekcje mijały jedna po drugiej. Na każdej siedziałam z Kasem. Na przerwach próbowałam znaleźć białowłosego przyjaciela, ale nigdzie go nie było, na lekcjach zaś nie odpowiadał na moje pytania. Nauczycielka matematyki zachorowała, przez co mieliśmy jednogodzinne okienko. Postanowiłam udać się do ogrodu i tam zastałam chłopaka, z którym od rana próbuję porozmawiać. Usiadłam koło niego, lecz on pogrążony we własnych myślach nawet mnie nie zauważył. Odwrócił się dopiero kiedy szturchnęłam go w ramię.
- Lysander, powiedz proszę o co chodzi. Cały dzień jesteś smutny... - spojrzałam w jego piękne oczy.
- Saro, przepraszam, że tak zapytam, ale czy łączy cię coś z Kastielem? - zapytał zmartwiony.
- Znam go dopiero parę dni, można to nazwać przyjaźnią, ale nic więcej. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie.
- To...o.. to dobrze. - jąkał się. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę. Następnie udaliśmy się na kolejne lekcje. Po skończonych zajęciach białowłosy odprowadził mnie do domu. Na pożegnanie czule mnie przytulił, a ja dałam mu buziaka w policzek, który momentalnie stał się czerwony. Odwracałam się właśnie w stronę drzwi kiedy złapał mnie za rękaw.
- Saro, czy nie chciałabyś wyjść dzisiaj ze mną wieczorem do parku? - zapytał nadal się rumieniąc.
- Oczywiście. - odpowiedziałam, a on uśmiechnął się. To chyba był najszczerszy uśmiech jaki w życiu widziałam. Pożegnałam się z przyjacielem i weszłam do domu.

     Cioci jak zwykle nie było. Cały czas siedzi w pracy, ale nie narzekam. Przynajmniej mam więcej swobody. Zjadłam w spokoju obiad, odrobiłam lekcje i zaczęłam się szykować na spacer z Lysem. Ubrałam niebieską koszulę z czarnymi zdobieniami, oraz czarną spódniczkę. Poprawiłam makijaż i splotłam włosy w luźnego warkocza. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam, i ujrzałam białowłosego z piękną białą różą w ręce. Poczułam jak pieką mnie policzki. Wpuściłam chłopaka do środka, założyłam buty i płaszcz, po czym udaliśmy się do parku. Usiedliśmy na ławce koło fontanny, na tej, na której się poznaliśmy. Wtuleni w siebie rozmawialiśmy przez dobre 3 godziny.
- Czas wracać. - powiedziałam ze smutkiem.
- Masz rację, już późno. Odprowadzę cię. - powiedział, a ja podałam mu rękę. Szliśmy powoli, rozmawiając o błahych rzeczach. Na pożegnanie chłopak przytulił mnie mocno. Mogłam usłyszeć szybkie bicie jego serca. Na koniec pocałował mnie w czoło i pożegnał się.
- Dobranoc mój Romeo. - powiedziałam podziwiając jego dwukolorowe tęczówki.
- Dobranoc Julio. - rzekł, po czym uśmiechnął się ciepło i odszedł w ciemność. Weszłam do domu, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka. Leżałam tak z dobrą godzinę rozmyślając. Czy ja coś do niego czuję? Chyba tak. Raczej na pewno. Ale czy on czuje coś do mnie? Wątpię, przecież mało mnie zna. A jednak...

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział [2]

    Dokładnie o 6:30 zadzwonił budzik. Zaspana podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Dzisiaj mój pierwszy dzień... - powiedziałam do siebie nieco wystraszona. Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Po chwili namysłu postanowiłam ubrać zwyczajny bordowy sweterek i białe dżinsy z dziurami. Do tego białe tenisówki. Z ubraniami w rękach udałam się się do łazienki. Po skończeniu porannej toalety ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Nie lubię się zbytnio malować. Jest mi to niepotrzebne.
   W pełni gotowa zeszłam do kuchni. Ciocia popatrzała na mnie z iskierkami w oczach.
- Ślicznie wyglądasz - powiedziała, a ja lekko się uśmiechnęłam. Dwa słowa, a tak potrafią podnieść na duchu. Kiedy zjadłam była już 7:30. Za 5 minut mam autobus. W pośpiechu wzięłam torbę, ubrałam płaszcz i wyszłam z domu. Szybkim krokiem udałam się w stronę przystanku. Transport przyjechał idealnie w chwili kiedy znalazłam się pod daszkiem. Wszystkie spojrzenia kierowane były w moją stronę. Lekko zawstydzona weszłam do pojazdu i usiadłam na wolnym miejscu na końcu. Założyłam słuchawki i wsłuchując się w rockowe utwory mojego brata siedziałam z zamkniętymi oczami, aż do chwili kiedy ktoś mnie szturchnął.
- Witaj Saro, mogę się dosiąść? - usłyszałam ciepły głos Lysandra.
- Oczywiście, siadaj. - odpowiedziałam z uśmiechem i wskazałam miejsce obok siebie. Czuję, że się polubimy. Wygląda na dobrego chłopaka.
     Po upływie 15 minut byliśmy już pod szkołą. O boże znowu te różowe ściany. Chyba zaraz zrzygam się tęczą. Jest 7:50 czyli mam jeszcze trochę czasu. Spojrzałam na plan. Pierwszą mam geografię (czyt. najgorszy przedmiot świata). Chętnie odpuściłabym sobie tą lekcję, ale wolę nie robić sobie złej opinii już w pierwszy dzień. Udałam się więc w stronę sali. Pod klasą siedziała dziewczyna, którą spotkałam wczoraj, chyba Rozalia. Białowłosa ujrzawszy mnie, wstała i krzyknęła moje imię. Chwilę później stała koło mnie i mocno mnie przytulała. To trochę dziwne, ale miłe.
     Równo z dzwonkiem do sali wszedł nauczyciel, a my zaraz za nim.
- Dzisiaj do naszej szkoły doszła nowa uczennica. Panno Biersack podejdź tutaj. - spojrzał się na mnie, a ja nieśmiało wykonałam jego polecenie. W ostatniej ławce ujrzałam Lysa i mimowolnie się do niego uśmiechnęłam. On chyba to zauważył i odwzajemnił gest.
- Proszę przedstaw się innym, powiedz coś o sobie. - powiedział nauczyciel, po czym siadł za biurkiem. W tym samym momencie do klasy wleciał jakiś chłopak niemal wyważając drzwi. Spojrzał na mnie i posłał mi zawadiacki uśmieszek. Miał śliczne czekoladowe oczy i czerwone włosy. Typowy buntownik. Skórzana kurtka, czerwona koszulka z logiem jednego z moich ulubionych zespołów rockowych. Do tego czarne spodnie z łańcuchem.
- Panie Kastielu Blaze! To już 3 raz w tym tygodniu, a przypominam, że jest dopiero środa. - zbulwersował się nauczyciel.
- Zawsze mogło być gorzej - powiedział czerwonowłosy, a cała klasa zaczęła chichotać.
- Wracając do ciebie... - zwrócił się do mnie mężczyzna
- A tak... A więc nazywam się Sara Biersack, mam 17 lat, przeprowadziłam się tutaj z Glasgow z powodów rodzinnych, mam starszego brata, lubię rocka, dużo czytam, kręci mnie moda. To chyba tyle. - powiedziałam zawstydzona. To dziwne uczucie kiedy wszyscy ci się przyglądają. Udałam się do ostatniej ławki i zajęłam wolne miejsce obok Kastiela. Cała lekcja przebiegła w ciszy. Chłopak cały czas mi się przyglądał. Czasami próbował coś powiedzieć, ale za każdym razem upominał go nauczyciel. Wszyscy równo z dzwonkiem wybiegli na przerwę.
     Spacerowałam właśnie korytarzem, kiedy nagle ktoś na mnie wpadł.
- O! Tutaj jesteś, od 10 minut cię szukam. - powiedział buntownik pomagając mi wstać.
- Skoro już mnie znalazłeś może zdradzisz mi cel twoich poszukiwań? - zapytałam.
- Chciałem ci coś pokazać, chodź za mną. - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Po drodze widziałam Rozalię, która przyglądała nam się ze zdziwieniem. Przeszliśmy przez całą szkołę, aż doszliśmy do schodów. Weszliśmy na 2 piętro, a później drabiną przez jakiś właz. Byliśmy na dachu. Podbiegłam do krawędzi i zaczęłam przyglądać się jadącym samochodom. Chłopak podszedł do mnie i uśmiechnął się.
- Mała, możemy pogadać? - zapytał po chwili
- Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chciałbym się dowiedzieć o tobie czegoś więcej.
- Co dokładnie chciałbyś wiedzieć? - spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
- Nie wiem, co lubisz, czego słuchasz, opowiedz mi trochę o swoim życiu.
- Mam brata, nazywa się Andy i ma zespół rockowy. Black Veil Brides, może sły...
- Black Veil Brides?! Mówisz poważnie? Andy Black jest twoim bratem?! - zapytał z niedowierzaniem. Właściwie to nikt oprócz mojego starego przyjaciela Tristana nie wiedział, że Andy jest znanym muzykiem.
- Tak, jest moim bratem, ale w sumie to prawie nikt o tym nie wie. Andy'ego prawie nigdy nie ma w domu więc mało kto wie w ogóle, że ma siostrę. - powiedziałam, a on się uśmiechnął.
- A twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko? Nie mają o to pretensji? - zapytał, a po moim policzku zaczęły płynąć łzy. Wszystko mi się przypomniało. Chłopak spojrzał na mnie wystraszony.
- Kastiel, moi rodzice nie żyją... - powiedziałam po chwili, a on przytulił mnie mocno.
- Przepraszam cię, nie wiedziałem. - rzekł, trochę mnie od siebie oddalając.
- Ja też cię przepraszam Kastiel. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ale za co? - zapytał zdziwiony buntownik.
- Masz przeze mnie całą mokra koszulkę. - powiedziałam, a on ściągnął przemoknięty t-shirt i zrzucił go z dachu. Dopiero teraz zauważyłam jaki jest wysportowany. Widać, że dużo ćwiczy. Rozmawialiśmy jeszcze długo zanim zorientowaliśmy się która godzina.
- Panie Blaze, czy jest pan świadomy iż przez pana opuściłam prawie wszystkie lekcje, na dodatek w pierwszy dzień szkoły? - zapytałam z drwiną.
- Panno Biersack, czy jeśli i tak zabrałem pani cały dzień, to czy mogę panią jeszcze odprowadzić do domu? - zapytał czerwonowłosy z udawaną powagą. No i tak skończył się ten dzień. Poznałam Kastiela, który mimo swojego buntowniczego ubioru i nastawienia wydaje się być miły. Wszystkie lekcje przesiedziałam na dachu. Może nie zrobiłam najlepszego wrażenia, ale przynajmniej fajne spędziłam ten czas. Po powrocie do domu wzięłam kąpiel, po czym od razu położyłam się spać.

piątek, 13 maja 2016

Rozdzidział [1]

[...] Biegłam właśnie przez ulicę, kiedy usłyszałam pisk opon. Ujrzałam nadjeżdżający samochód, jednak sparaliżowana nie potrafiłam się ruszyć. Potem była już tylko ciemność... 

                                                                    tydzień później 

     Powoli otworzyłam oczy. Minęła chwila zanim przyzwyczaiły się do światła i byłam w stanie cokolwiek zobaczyć. Leżałam na jakiejś sali. Wokół mnie stało jeszcze parę łóżek, wszystkie jednak puste. Prawie nic nie pamiętałam. Tylko jakieś urywki z akcji z banku. Po moim policzku mimowolnie spłynęła mała łezka. W tym samym momencie do sali weszła jakaś kobieta. Wydaje mi się, że już kiedyś ją widziałam. Tylko gdzie?
- Sara! - powiedziała, po czym szybko przybiegła i mocno mnie przytuliła. - Już myśleliśmy, że się nie obudzisz, dziecko drogie jak się czujesz? - ciągnęła dalej nie dopuszczając mnie do słowa. 
- Ale.. kim pani w ogóle jest? - zapytałam w końcu. - Och.. nie pamiętasz mnie? To ja ciocia Agata. - powiedziała ze zdziwieniem kobieta. Zmieniła się od naszego ostatniego spotkania. Jej blond włosy są teraz niemal czarne, a jej tęczówki za sprawą soczewek przyjęły równie ciemną barwę niemal zlewając się ze źrenicami. Ciocia po krótkiej rozmowie poszła zawiadomić lekarza o moim przebudzeniu. Chwilę później wróciła do mnie razem z nim. Zaczął zadawać mi pytania dotyczące mojego samopoczucia i takie tam. - Byłaś w śpiączce aż tydzień, jesteś pewna, że wszystko dobrze? - pytał mężczyzna. - Pomijając parę zadrapań nie zauważyłam żadnych problemów. Nic mnie nie boli, nie szczypie, nie gryzie, nie drapie, nie swędzi, widzę dobrze, ze słuchem też wszystko wporzo, nie trzęsą mi się ręce i nie mam wysypki. - znudzona starałam się uprzedzić wszystkie jego pytania. Leżałam w szpitalu jeszcze 4 dni zanim dostałam wypis.

     Po wyjściu ze szpitala pojechałam z ciocią do domu zabrać potrzebne mi rzeczy. Trochę tego było. Od dawna interesuję się modą. Codziennie zakładam coś innego. I wręcz kocham zakupy. Od rodziców dostawałam wszystko, przez co właściwie o nic nie musiałam się starać. Znajomych też nie miałam wielu. Nie byłam lubiana, ani popularna. Nawet mój brat Andy nie rozmawiał ze mną zbyt często. Grał w zespole, cały czas jeździł w trasy. Prawie nigdy nie było go w domu. Cały czas trzymałam się z moim przyjacielem Tristanem. Nie rozmawiałam prawie z nikim prócz niego. Ale to co było już nie ważne. Weszłam do mieszkania, wzięłam moją największą walizkę i zaczęłam pakować ubrania. Wzięłam jeszcze kosmetyczkę oraz wszystkie oszczędności z sejfu. Już mówiłam, że moi rodzice nie zarabiali najmniej więc trochę się uzbierało. Zapięłam walizkę i wróciłam z powrotem do samochodu. - Do Londynu daleka droga.. -  powiedziała ciocia, po czym zapaliła silnik swojego białego Audi. 

     600km i jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu, a moim oczom ukazała się piękna willa urządzona w nowoczesnym stylu. Wyjęłam mój bagaż z bagażnika, po czym razem z ciocią udałam się w kierunku drzwi wejściowych. Za nimi znajdował się dość cienki przedpokój. Po prawej stronie były drzwi do kuchni. Uprzednio ściągając buty udałam się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Moim oczom ukazała się dość dużych rozmiarów kuchnia urządzona w kolorach bieli i czerni. Całość wykańczały szklane elementy. Wszystko wyglądało na prawdę niesamowicie. Ów pokój połączony był jeszcze z salonem, który urządzony był bardzo podobnie. Na środku stała biała kanapa z czarnymi wykończeniami. Zaraz przed nią czarny stolik ze szklanym blatem, a na ścianie ogromna plazma. Przy lewej ścianie stał regał na książki, a obok niego znajdowały się szklane drzwi prawdopodobnie prowadzące do ogrodu. W rogu stał piękny biały fortepian z czarnym krzesełkiem. *Dawno nie grałam, ale chętnie do tego wrócę - pomyślałam po czym wyszłam z salonu.
-Sara, chodź pokażę ci gdzie będziesz spać. - powiedziała ciocia, a ja udałam się za nią. Weszłyśmy po schodach i moim oczom ukazał się korytarzyk podobny do tego na dole. Po obu stronach były po 3 pary drzwi. - Ostatnie drzwi po lewej to łazienka, a po prawej twój pokój, reszta to pokoje gościnne. - oznajmiła ciocia i zeszła z powrotem na dół. Otworzyłam ciężkie drewniane drzwi i zaniemówiłam. Pokój był ogromny, chyba z 3 razy większy od poprzedniego, a tamten wcale nie był malutki. Urządzony był właściwie tak samo jak cała reszta domu. Jednak tutaj oprócz czarnego i białego była jeszcze nuta ciemnej zieleni. Łóżko wyglądało jak królewskie. Koło niego stały 2 ciemnozielone puffy. Czarny, puchaty dywan idealnie pasował do jasnych paneli. Biała drewniana szafa z czarnymi zdobieniami była chyba największą jaką dotychczas widziałam, ale to chyba dobrze, bo wzięłam ze sobą trochę ubrań. Przy ścianie stało jeszcze biurko, a na nim laptop i jakieś książki, prawdopodobnie podręczniki. Zaczęłam się rozpakowywać, a kiedy skończyłam była już 23:00. Wzięłam więc piżamę i kosmetyczkę i udałam się do łazienki. Po szybkiej kąpieli postanowiłam położyć się spać. *Jutro mój pierwszy dzień, chyba nie wypada wyglądać jak zombie...*. Myślałam jeszcze chwilę o nowej szkole. Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam.
      Wkurzający dźwięk budzika wyrwał mnie z łóżka o 7:30. Zaspana zeszłam na dół. Z kuchni dobiegał zapach naleśników, który momentalnie przywrócił mnie do życia. Jak rakieta wparowałam do pokoju i przywitałam się z ciocią, która nakładała posiłek na talerze. Podczas jedzenia jeszcze trochę z nią porozmawiałam, po czym wróciłam do pokoju się ogarnąć. Założyłam czerwoną koszulę w kratę, czarne dżinsy z dziurami i buty na koturnie. Na rękę założyłam białą, plecioną bransoletkę, a włosy związałam w luźnego warkocza i zrobiłam lekki makijaż. Tak właściwie to nie powiedziałam wam jeszcze jak wyglądam. Otóż jestem zwykłą wysoką i szczupłą dziewczyną. Włosy mam śnieżnobiałe. Ludzie często pytają czy je farbuję, ja jednak mam takie od urodzenia. Oczy mam niebieskie. Mam dosyć bladą cerę, która dobrze podkreśla moje czerwone usta, przez co nie muszę się zbytnio malować. Ale wracając do rzeczywistości. Kiedy skończyłam się szykować była dopiero 9:00. W południe kazano mi przyjść do szkoły, aby pozałatwiać wszystkie sprawy, co oznacza, że zostało mi jeszcze sporo czasu. Znudzona siedzeniem w domu, postanowiłam pozwiedzać okolicę. Ubrałam płaszcz i wyszłam. Zaraz koło willi znajdował się znak kierujący do parku. Był on dosyć blisko. Otworzyłam bramę i ujrzałam pełno kwiatów. Dzieci oraz psy biegały i bawiły się w najlepsze. Usiadłam wygodnie na ławeczce koło fontanny i przyglądałam się płynącej cienkimi strumykami wodzie. - Halo, ziemia. - szturchnął mnie chłopak siedzący obok mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy się dosiadł. - Och.. przepraszam, jestem Sara. - wyciągnęłam do niego dłoń, którą on pocałował. Zdziwiona jego zachowaniem zarumieniłam się lekko. - Lysander. - odpowiedział po chwili. Dopiero teraz zauważyłam jak piękne są jego oczy. Jedno było złote, drugie zaś zielone. Włosy miał białe tak jak ja, a ubierał się nietypowo, chyba w wiktoriańskim stylu ale nie jestem pewna. Spojrzałam na zegarek. - O kurcze muszę już iść! Przepraszam cię, dopiero się przeprowadziłam i muszę zanieść papiery do szkoły. - powiedziałam wstając z ławeczki.
- Jeśli mogę zapytać, do jakiej szkoły będziesz chodzić? - rzekł białowłosy. - Chyba Słodki Amoris czy jakoś tak. - odpowiedziałam.- O to tam gdzie ja. Jeśli chcesz mogę cię zaprowadzić. - zaproponował Lys. - Jeśli to nie problem. - powiedziałam z uśmiechem, po czym razem skierowaliśmy się w stronę liceum. Szliśmy jakieś 15 minut, aż moim oczom ukazał się różowy budynek. Rozumiecie?! RÓŻOWY, CAŁY RÓŻOWY. No ale dobra nie można się załamywać. W towarzystwie chłopaka weszłam do szkoły. Od razu podbiegła do nas jakaś dziewczyna. Tak jak ja i Lysander miała białe włosy. To chyba nie jest normalne. Nigdy nie znałam osoby, która tak jak ja ma ten nietypowy kolor, a tutaj znam już 2 takie osoby. - Hej, jestem Rozalia, ale mów mi Roza. - powiedziała z uśmiechem. - Sara. - podałam jej rękę, a ona ją uścisnęła. Jeszcze chwilę z nimi porozmawiałam, po czym podeszła do nas jakaś starsza pani w różowym ubranku.
- Czy ty jesteś Sara Biersack? - Zapytała kobieta. - Tak to ja. Miło mi. - uśmiechnęłam się do niej.
- Zanieś swoje papiery do Nataniela, Lysander zaprowadź ją. - powiedziała, a chłopak ruchem głowy dał mi znać żebym za nim poszła. Doszliśmy do niebieskich drzwi na końcu korytarza. Lekko zapukałam i kiedy usłyszałam ciche ,,proszę'' otworzyłam drzwi. - Cześć Nat - powiedział białowłosy. - Cześć Lys, cześć eee.. kim jesteś? - zapytał zdziwiony blondyn. Miał piękne miodowe oczy. - Sara Biersack, jestem nowa. - odpowiedziałam lekko zawstydzona. - A! Tak, zupełnie zapomniałem, że dojdzie ktoś nowy, miło cię poznać. - uśmiechnęłam się do niego i wytłumaczyłam sprawę z papierami. Dostałam plan lekcji, oraz klucz do szafki. Później wróciłam do domu, spakowałam podręczniki na jutro i wzięłam prysznic. Cioci jeszcze nie było więc postanowiłam sama przygotować sobie coś do jedzenia. Zajrzałam do lodówki i postanowiłam zrobić kurczaka z ryżem. Po zjedzeniu usiadłam przed telewizorem i oglądałam seriale aż do wieczora. Koło 23:00 położyłam się spać. *Jutro na 8:00, trzeba się wyspać* - pomyślałam, po czym szybko zasnęłam.

*********************************************************************************
No i to by było na tyle z 1 rozdziału. Nie mam zbytnio nic do powiedzenia więc pozostaje mi się pożegnać. Mam nadzieję, że się spodobało i zapraszam do czytania kolejnych.      

środa, 11 maja 2016

Prolog [0]

Był piękny sierpniowy poranek. Sara wraz z rodzicami pojechała do banku aby wypłacić gotówkę przed ich wyjazdem za granicę. To już ostatni tydzień wakacji, postanowili więc spędzić go wspólnie relaksując się na plażach gorącej Dominikany. Jej życie było cudowne. Chodziła do najlepszego liceum w Glasgow. Rodzice byli bardzo bogaci, dostawała więc ona wszystko czego tylko zapragnęła. Jednym zdaniem wiodła ona na prawdę szczęśliwe życie. Aż do pewnej chwili, w której wszystko się zmieniło...
*********************************************************************************                                                                          23.08.2023

Czekaliśmy wraz z rodzicami w poczekalni. W tym dniu w banku było wyjątkowo tłoczno. Miałam wręcz wrażenie, że zaraz zabraknie nam powietrza. Na dworze ponad 30*C, w środku nie ma klimatyzacji. Nagle usłyszeliśmy krzyki dochodzące z głównej sali ze stanowiskami. 
-Wszyscy na ziemię i ręce do góry! - krzyczał gościu w kominiarce wymachując karabinem. W czasie kiedy próbował okiełznać tłum jego towarzysze otwierali już sejfy z pieniędzmi. Chwilę później podszedł do nas jeden z bandytów, złapał mojego ojca za kołnierz i pociągnął do góry.   
-Martin! - krzyknęła moja rodzicielka próbując powstrzymać tego gościa. -Stul pysk suko! - rzucił szybko mężczyzna po czym puścił mojego tatę. Ten wykorzystał chwilę jego nie uwagi i przywalił mu w twarz. To była zdecydowanie najgorsza rzecz jaką mógł zrobić. Bandyta złapał się za krwawiący noc po czym chwycił karabin... i.. i strzelił mu prosto między oczy. Następnie to samo zrobił z moją mamą... Kiedy przyszła pora na mnie, szybko złapałam karabin za lufę i skierowałam tak, że postrzelił się w nogę. W czasie gdy on zwijał się z bólu ja uciekałam najszybciej jak mogłam. Rozpłakana biegłam pokonując kolejne uliczki. Od łez rozmazywał mi się świat przed oczami. W uszach mi piszczało, a nogi trzęsły się coraz bardziej z każdym krokiem. Biegłam właśnie przez ulicę, kiedy usłyszałam pisk opon. Ujrzałam nadjeżdżający samochód, jednak sparaliżowana nie potrafiłam się ruszyć. Potem była już tylko ciemność... 
*********************************************************************************
Hej! Jestem Nadia, mam 15 lat. Od jakiegoś czasu bardzo wciągnęłam się w tematykę słodkiego flirtu. Od razu mówię, że to nie będzie żadne fantasy tak jak wiele opowiadań. Żadnych wampirów ani innych wymyślonych stworzeń. Będzie to po prostu historia pewnej zwykłej dziewczyny. Typowe życie nastolatki. Pełno problemów, szkoła, pierwsza miłość. Na dodatek będzie to związane ze słodkim flirtem. Nie wiem jeszcze, który z chłopaków będzie jej wybrankiem. Buntowniczy Kastiel, tajemniczy Lysander, może Nataniel, a może Kentin, czy Armin. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Zapraszam do czytania!